piątek, 30 września 2011


wieje. liście w bezruchu. czuję, że wieje. okryłabym cię jeśli pozwolisz. nie bój się, pokołyszę. ten wiatr dla nas obu wieje tak samo, rozgoni chmury, zbyt długo już masz na policzkach zapach deszczu. tęsknię, jesteś częścią mnie.

http://www.youtube.com/watch?v=Nqbh2E6a300

środa, 21 września 2011


tak se rano myślałam:

od pewnego czasu brak w otoczeniu życiowych pokrak mentalnych powoduje, że spada mi odporność na miernotę. jakiś czas temu rozmawiałam z przyjaciółką o takowych. obie jesteśmy w jakimś stopniu narażone na kontakty z takowymi. hmmm konstrukcja nakazuje starać się zrozumieć i jest to kompletnie pozbawione sensu. jeśli coś, ktoś jest chaosem to próba zrozumienia a także walki powoduje wzrost ilości elementów upajających burdelowy kosmos miszmaszu zamkniętego w ciele danego osobnika. można tylko próbować nie zbliżać się do czarnych dziur, które to tylko wchłaniają zaburzając naturalną równowagę wdech/wydech. a jak się nie da minąć? co zrobić gdy się jest na skraju? jak utrzymać równowagę opędzając się od muchy? dzieci to zamykają oczy i już nie widzą,już ich nie ma i tego brzydkiego też.

a potem zaczął się zwyczajny dzień:

wyruszyłam do miasta odebrać dziecię ze szkolnej wycieczki. gorąco i sennie. użyłam piątego biegu słuchając w radiu nr3 dyskusji za lub przeciw wysokiemu punktowaniu rozmów telefonicznych w trakcie prowadzenia pojazdu mechanicznego. uśmiałam się do wspomnienia, kiedy to po wypiciu 2 albo 3 drinków u sąsiadki wsiadłam w samochód i klepiąc smsa do bliskich co już czekali na podwórku poczułam się mega nieodpowiedzialnie. puste ulice, słońce bezczelnie rozprasza się na porysowanej siekierą szybie (uśmierciłam tego pamiętnego mroźnego poranka 2 skrobaczki). zajechałam na rozkopany pełen twórczych dziur szkolny parking wcześniej dając radę wyprzedzić traktor za którym się wlekłam 20 per ałer po mieście z pół kilometra zanim sytuacja była sprzyjająca. 12:30. powinni być o pierwszej. upewniłam się co do tego w klasie i na świetlicy. cofnełam się o krok w trakcie zamierzonego wyjścia na szkolne podwórko spostrzegłszy sklepik szkolny. zakupiłam dwa lizaki dla siebie i córki, oraz pączka dla niej a dla siebie bułkę z kremem. oczywiście się pomyliłam i zjadłam pączka...nie da się elegancko zjeść pączka, uznałam. nie z taką ilością mokrego lukru. właśnie chciałam się podzielić tymi spostrzeżeniami klepiąc smsa do przyjaciela gdy nadleciała osa. wykonałam taniec puszczając w eter smsa o formie: włśndmnij. póżniej tłumacząc kolejnym manewrowałam na parkingu pomiędzy dwoma zastawiającymi mnie samochodami. udało się, byłam z siebie dumna (wysłać smsa). włóczyłyśmy się po lidlu z córą, to taka forma spędzania czasu rodzinnie przez wieśniaków takich jak ja :) ruszyłyśmy do domu. wzrokowo dostrzegłam w oddali grupkę roześmianych i mocno nie zdecydowanych dziewcząt...wiedziałam......cóż, oglądając paluszki krabowe lecące z bagażnika w naszym kierunku udało się wyhamować oszczędzając ich istnienia. se pomyślałam, że może czas w końcu zamontować tą wcześniej wydającą się zupełnie zbędną półeczkę oddzielającą bagażnik od części ludzkiej. potoczyłyśmy się dalej i po jakimś czasie ujrzałam z podrzędnej nieśmiało wytaczającego się peżota, po czym w obecności dziecka użyłam określenia kompletnie nie pasującego do płci męskiej zasiadającej za kierownicą wcześniej dodając część składową mowy polskiej zwaną zaimkiem (gdzie...). dotarłyśmy na podwórko sąsiadki całe i zdrowe i szczęśliwie zasiadłyśmy przy kawie córka zasiadła na traktorze kolegi. lubię swoje mikroprzygody, bawi mnie moje nudne życie. znów uśmiecham się do siebie i z siebie.


http://www.youtube.com/watch?v=F1r6GcPqFSo



eee lecę siusiu, to ważne by nie wstrzymywać moczu :P

poniedziałek, 19 września 2011






:)
http://www.youtube.com/watch?v=D1p6vInwTHY

czwartek, 15 września 2011







bo w życiu chodzi o coś więcej niż czysta sukienka.....

poniedziałek, 12 września 2011


-zrobić 3 aniołki (prawie)
-2 obrazy i kredens (nawet nie w fazie prenatalnej, termin na kredens do piątku)
-skosić trawę (od biedy sama na jesieni zgnije)
-rozliczyć wyprawkę (exmałżonek i były nauczyciel nie wierzy, że to jest drogie, mission impossible)
-dryndnąć do rodziciela w swojej i nieswojej sprawie (może jutro się uda)
-złożyć podanie do gminy o dofinansowanie na dowóz dziecka do autobusu (jutro)
-wysłać sprzedanego aniołka number dwa (jutro)
-wytłumaczyć exowi, że skoro wziął radcę prawnego to niech sam za niego buli (mission impossible jakkolwiek się to pisze)
-odebrać szlifierkę z serwisu (jutro)
-zrobić zakupy bo córka nieprzepada za serami pleśniowymi ;) (jutro)
-zmyć gary z niedzieli (eeee walnę jutro do zmywarki może dopierze)
-ogarnąć siebie (yeti straszy w lusterku, no chyba, że zanim to zrobię nastanie moda na misie)
-odkurzyć (ewentualnie nie patrzeć pod nogi i uznać, że pająki są pożyteczne)
-wysłać przelew za grunt gesso (jutro przy okazji aniołka)
-odpowiedzieć na maile (e w sumie i tak zgubiłam wątek, najwyżej zostanę uznana za chama)
-wyszukać lampy do restauracji (ikea mnie uratuje;))
-zamówić szkło artystyczne z logiem hotelu (faza w planie zaledwie)
-kupić klej soudala (cholernie ważne, jutro)
-sprawdzić olej w samochodzie (skoro robię to od miesiąca a kontrolka się nie świeci...)
+to co robię codziennie...hmmmm, idę spać zanim se coś przypomnę.

a mogłam zostać alkoholiczką i mieć wszystko w siedzeniu ;)

http://www.youtube.com/watch?v=vOnuBVARzVw&feature=related


chyba jednak nie ogarniam tyle się dzieje, nie mam siły na intelektualnego posta okraszonego pseudoliteracką formą, idę tyrać bo jak se zrobiłam listę to wpadłam w panikę.

czwartek, 8 września 2011


ostatnio (tak od 5 minut) poczułam się kobieco....bo:
-pranie schnie i się płucze niezmiennie od 3 dni na podwórku
-zlew zawalony garami
-stopy do mnie mówią: pediiiiccccuuuuurrreee
-pająków plantacja łypie z każdego kąta
ale pomalowałam za to szafę, stół i kredens do własnego salonu, dzięki czemu wystąpiłam na rozpoczęciu roku z nieokreślonym szaroburym manicurem :D i nikt się nie zdziwił jak się zgłosiłam do robienia dla dzieci dekoracji ;)
no to w pierwszej kolejności odrobię z córką lekcje, pobawią się z nią a potem.....pożyczę traktor od sąsiadów ze spychem ;)

wtorek, 6 września 2011

powrót don kichota, ...nie patrzę w horyzont, nie interesuje mnie, trzeba zawężyć spojrzenie. chmury na niebie zmieniają swój kształt, ewoluują. może nie ma mnie, może zbyt z boku. może zbyt wolno posuwam stopy bojąc się stracić ulotną równowagę. niczego nie chcę jest takie kojące, jak mantra...to ja sobie z boku na siebie, na to co się zdarza jeszcze popatrzę.
z ogłoszeń parafialnych:
mam już kompusia i nie zawacham się go użyć ;)

http://youtu.be/RDdMcMjKWZg

piątek, 2 września 2011

kompa nadal brak, dziś oddaję pożyczonego.
eks wyjeżdża za granicę, nie wie kiedy i gdzie, czyli wszystko w normie. ino mu dałam kasę na swoją pulę rozwodową i poinformowałam subtelnie, by przed wyjazdem wyjechał na dobre z moich papierów, bo ja lubię mieć czystą i jasną sytuacje, w razie gdybym miała mieć znów wobec jakiegoś przedstawiciela płci odmiennej klapki na oczach.
wypełniając druk zgłoszeniowy dziecka do świetlicy w punkcie traktującym o godz. pracy i kontakcie do ojciec(opiekun) wpisałam grzecznie imię, nazwisko, telefon a obok w nawiasie -niedostępny. pani usiłowała to ze mną wyjaśnić. proszę pani, tego się nie da wytłumaczyć zwięźlej, tak jest i tyle, w razie awarii mojej osoby podałam namiary na przyjaciółkę, która w przypadku nagłego najazdu na moją osobę hiszpańskiej inkwizycji zajmie się córką.
samotne to moje dziecko wbrew pozorom