piątek, 30 września 2011
środa, 21 września 2011
tak se rano myślałam:
od pewnego czasu brak w otoczeniu życiowych pokrak mentalnych powoduje, że spada mi odporność na miernotę. jakiś czas temu rozmawiałam z przyjaciółką o takowych. obie jesteśmy w jakimś stopniu narażone na kontakty z takowymi. hmmm konstrukcja nakazuje starać się zrozumieć i jest to kompletnie pozbawione sensu. jeśli coś, ktoś jest chaosem to próba zrozumienia a także walki powoduje wzrost ilości elementów upajających burdelowy kosmos miszmaszu zamkniętego w ciele danego osobnika. można tylko próbować nie zbliżać się do czarnych dziur, które to tylko wchłaniają zaburzając naturalną równowagę wdech/wydech. a jak się nie da minąć? co zrobić gdy się jest na skraju? jak utrzymać równowagę opędzając się od muchy? dzieci to zamykają oczy i już nie widzą,już ich nie ma i tego brzydkiego też.
a potem zaczął się zwyczajny dzień:
wyruszyłam do miasta odebrać dziecię ze szkolnej wycieczki. gorąco i sennie. użyłam piątego biegu słuchając w radiu nr3 dyskusji za lub przeciw wysokiemu punktowaniu rozmów telefonicznych w trakcie prowadzenia pojazdu mechanicznego. uśmiałam się do wspomnienia, kiedy to po wypiciu 2 albo 3 drinków u sąsiadki wsiadłam w samochód i klepiąc smsa do bliskich co już czekali na podwórku poczułam się mega nieodpowiedzialnie. puste ulice, słońce bezczelnie rozprasza się na porysowanej siekierą szybie (uśmierciłam tego pamiętnego mroźnego poranka 2 skrobaczki). zajechałam na rozkopany pełen twórczych dziur szkolny parking wcześniej dając radę wyprzedzić traktor za którym się wlekłam 20 per ałer po mieście z pół kilometra zanim sytuacja była sprzyjająca. 12:30. powinni być o pierwszej. upewniłam się co do tego w klasie i na świetlicy. cofnełam się o krok w trakcie zamierzonego wyjścia na szkolne podwórko spostrzegłszy sklepik szkolny. zakupiłam dwa lizaki dla siebie i córki, oraz pączka dla niej a dla siebie bułkę z kremem. oczywiście się pomyliłam i zjadłam pączka...nie da się elegancko zjeść pączka, uznałam. nie z taką ilością mokrego lukru. właśnie chciałam się podzielić tymi spostrzeżeniami klepiąc smsa do przyjaciela gdy nadleciała osa. wykonałam taniec puszczając w eter smsa o formie: włśndmnij. póżniej tłumacząc kolejnym manewrowałam na parkingu pomiędzy dwoma zastawiającymi mnie samochodami. udało się, byłam z siebie dumna (wysłać smsa). włóczyłyśmy się po lidlu z córą, to taka forma spędzania czasu rodzinnie przez wieśniaków takich jak ja :) ruszyłyśmy do domu. wzrokowo dostrzegłam w oddali grupkę roześmianych i mocno nie zdecydowanych dziewcząt...wiedziałam......cóż, oglądając paluszki krabowe lecące z bagażnika w naszym kierunku udało się wyhamować oszczędzając ich istnienia. se pomyślałam, że może czas w końcu zamontować tą wcześniej wydającą się zupełnie zbędną półeczkę oddzielającą bagażnik od części ludzkiej. potoczyłyśmy się dalej i po jakimś czasie ujrzałam z podrzędnej nieśmiało wytaczającego się peżota, po czym w obecności dziecka użyłam określenia kompletnie nie pasującego do płci męskiej zasiadającej za kierownicą wcześniej dodając część składową mowy polskiej zwaną zaimkiem (gdzie...). dotarłyśmy na podwórko sąsiadki całe i zdrowe i szczęśliwie zasiadłyśmy przy kawie córka zasiadła na traktorze kolegi. lubię swoje mikroprzygody, bawi mnie moje nudne życie. znów uśmiecham się do siebie i z siebie.
http://www.youtube.com/watch?v=F1r6GcPqFSo
poniedziałek, 19 września 2011
czwartek, 15 września 2011
poniedziałek, 12 września 2011
-zrobić 3 aniołki (prawie)
-2 obrazy i kredens (nawet nie w fazie prenatalnej, termin na kredens do piątku)
-skosić trawę (od biedy sama na jesieni zgnije)
-rozliczyć wyprawkę (exmałżonek i były nauczyciel nie wierzy, że to jest drogie, mission impossible)
-dryndnąć do rodziciela w swojej i nieswojej sprawie (może jutro się uda)
-złożyć podanie do gminy o dofinansowanie na dowóz dziecka do autobusu (jutro)
-wysłać sprzedanego aniołka number dwa (jutro)
-wytłumaczyć exowi, że skoro wziął radcę prawnego to niech sam za niego buli (mission impossible jakkolwiek się to pisze)
-odebrać szlifierkę z serwisu (jutro)
-zrobić zakupy bo córka nieprzepada za serami pleśniowymi ;) (jutro)
-zmyć gary z niedzieli (eeee walnę jutro do zmywarki może dopierze)
-ogarnąć siebie (yeti straszy w lusterku, no chyba, że zanim to zrobię nastanie moda na misie)
-odkurzyć (ewentualnie nie patrzeć pod nogi i uznać, że pająki są pożyteczne)
-wysłać przelew za grunt gesso (jutro przy okazji aniołka)
-odpowiedzieć na maile (e w sumie i tak zgubiłam wątek, najwyżej zostanę uznana za chama)
-wyszukać lampy do restauracji (ikea mnie uratuje;))
-zamówić szkło artystyczne z logiem hotelu (faza w planie zaledwie)
-kupić klej soudala (cholernie ważne, jutro)
-sprawdzić olej w samochodzie (skoro robię to od miesiąca a kontrolka się nie świeci...)
+to co robię codziennie...hmmmm, idę spać zanim se coś przypomnę.
a mogłam zostać alkoholiczką i mieć wszystko w siedzeniu ;)
http://www.youtube.com/watch?v=vOnuBVARzVw&feature=related
czwartek, 8 września 2011
ostatnio (tak od 5 minut) poczułam się kobieco....bo:
-pranie schnie i się płucze niezmiennie od 3 dni na podwórku
-zlew zawalony garami
-stopy do mnie mówią: pediiiiccccuuuuurrreee
-pająków plantacja łypie z każdego kąta
ale pomalowałam za to szafę, stół i kredens do własnego salonu, dzięki czemu wystąpiłam na rozpoczęciu roku z nieokreślonym szaroburym manicurem :D i nikt się nie zdziwił jak się zgłosiłam do robienia dla dzieci dekoracji ;)
no to w pierwszej kolejności odrobię z córką lekcje, pobawią się z nią a potem.....pożyczę traktor od sąsiadów ze spychem ;)
wtorek, 6 września 2011
powrót don kichota, ...nie patrzę w horyzont, nie interesuje mnie, trzeba zawężyć spojrzenie. chmury na niebie zmieniają swój kształt, ewoluują. może nie ma mnie, może zbyt z boku. może zbyt wolno posuwam stopy bojąc się stracić ulotną równowagę. niczego nie chcę jest takie kojące, jak mantra...to ja sobie z boku na siebie, na to co się zdarza jeszcze popatrzę.
z ogłoszeń parafialnych:
mam już kompusia i nie zawacham się go użyć ;)
http://youtu.be/RDdMcMjKWZg
z ogłoszeń parafialnych:
mam już kompusia i nie zawacham się go użyć ;)
http://youtu.be/RDdMcMjKWZg
piątek, 2 września 2011
kompa nadal brak, dziś oddaję pożyczonego.
eks wyjeżdża za granicę, nie wie kiedy i gdzie, czyli wszystko w normie. ino mu dałam kasę na swoją pulę rozwodową i poinformowałam subtelnie, by przed wyjazdem wyjechał na dobre z moich papierów, bo ja lubię mieć czystą i jasną sytuacje, w razie gdybym miała mieć znów wobec jakiegoś przedstawiciela płci odmiennej klapki na oczach.
wypełniając druk zgłoszeniowy dziecka do świetlicy w punkcie traktującym o godz. pracy i kontakcie do ojciec(opiekun) wpisałam grzecznie imię, nazwisko, telefon a obok w nawiasie -niedostępny. pani usiłowała to ze mną wyjaśnić. proszę pani, tego się nie da wytłumaczyć zwięźlej, tak jest i tyle, w razie awarii mojej osoby podałam namiary na przyjaciółkę, która w przypadku nagłego najazdu na moją osobę hiszpańskiej inkwizycji zajmie się córką.
samotne to moje dziecko wbrew pozorom
Subskrybuj:
Posty (Atom)