poniedziałek, 20 czerwca 2011



gra w podchody, co nie wygląda na logiczną jak ta w którą grają dzieci a opiera się głównie na obwąchiwaniu i rzucaniu ochłapów tudzież prowokacji, mierzi mnie.
mierzi mnie dostrzeganie sygnałów
-słuchaj masz coś na sprzedaż za 150zł na prezent dla mojej dyrektorki
-nie mam, mam mnóstwo roboty i nie mam czasu
-a jakieś obrazy na płótnie
-dobrze znasz moje obrazy i wiesz, że mam ale nie za 150 i nie nadają się na prezent (i tu przez myśl mi przeszło, że jeden ten ze śpiącym nawalonym ojcem i dwoma przerażonymi nie śpiącymi dziewczynkami pasowałby idealnie na szkolny hol)
-zawołać Matyldę, chcesz z nią porozmawiać?
-no w sumie, jadę samochodem ale ok
(stłumiłam warczenie i zawołałam córkę, która po chwili rozmowy oddaje mi telefon)
-wiesz nie wiem kiedy i jak będę mógł ją zabrać bo niby w środę kończę pracę w szkole ale.....
i tu następuje jakże uwielbiany przeze mnie słowotok o dupie maryni mający na celu przedstawić jaśnie pana i władcę w optymalnym świetle zapracowanego, zgrabnie pomijający imię jego nowej zwierzyny jednak zaznaczający jej obecność w celu wyczucia ewentualnej we mnie zazdrości
-mi jest wszystko jedno, w niedzielę muszę pomóc sąsiadom i nie ma opcji bym wykonywała tego dnia jakieś dzikie ruchy
-co to znaczy
-że albo przywieziesz ją tak by pojechała tam pracować ze mną albo odwozisz ją po mojej tam pracy
-aha ok, to ja ją w sobotę przywiozę
na koniec co by zrozumiał przekaz dorzuciłam
-przywieź małej akt urodzenia bym mogła w końcu złożyć pozew rozwodowy
-ach tak, tak... nie szukałem, ale jestem pewien, że mam

powlokłam się powolnie wysączyć kawkę, nie rozumiem po co wykonywać jakiś skomplikowany aerobik jak ma się zamiar wbić w ziemię łopatę, może jestem za prosta nie lubię komplikacji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz