niedziela, 3 listopada 2019









Czuję, że obiegłam ziemię i stanęłam w tym samym punkcie. Poczułam jak sama sobie pluję w twarz.
Widzę siebie jak klęczę wdychając zapach butwiejących liści. To zawsze koi. Zwłaszcza gdy stado kąsa pokazując ci twoje miejsce. I tak lądujesz na takim gdzie nie ma kogo kąsać bez narażenia się na razy.
Widzę siebie jak siedzę na kamieniu. Tu kończy się ścieżka. Przede mną morze chwastów miziane wieczornym chłodem. Przez pryzmat, zebranego w kącikach oczu bólu, wygląda to wszystko jeszcze bardziej pięknie. Dotkliwie pięknie. To też koi.

teraz
Siedzę na strychu pod strzępami mineralnej wełny wśród tysiąca rzeczy i spraw czekających na swój czas. Co i raz to spada na mnie walcząca o przetrwanie mucha. Są takie mozolne i wilgotne jakby rozkładały się zanim przyjdzie śmierć.
Też jestem dziś wilgotna tylko brakuje przestrzeni chwastów, brakuje sił by klęknąć.
Możesz przyjść. Dziś, jutro, pojutrze.
Obiegłam całą ziemię...zupełnie bez sensu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz